Codzienna Aplikacja Miłosierdzia

Dłonie Boga

– Słuchać Ciebie, to ufnie powierzyć się rękom Twojego Ojca. W Jego dłoniach jesteśmy bezpieczni. Tak jak w Twoich dłoniach wyryte jest imię każdego z nas ranami zadanymi podczas przybijania do krzyża.… Polecamy rozważanie autorstwa Doroty Sadurskiej pt. Dłonie Boga – z cyklu “MMS – Miniatury o Miłości i Słowie”.


Tamtego dnia przebywałeś w Jerozolimie w uroczystość Poświęcenia Świątyni. Wielu pytało Ciebie, czy Ty jesteś Mesjaszem. I nalegali byś powiedział to wprost. A Ty w prostych słowach odparłeś, że przecież już to powiedziałeś. I że Twoje dzieła, których dokonujesz w imię Ojca o tym świadczą, i że oni Ci nie wierzą. I kontynuując stwierdziłeś, że Twoje owce słuchają Twego głosu i Ty znasz je. One idą za Tobą, a Ty dajesz im życie wieczne. I że nie zginą na wieki, i że nikt ich nie wyrwie z ręki Twojej i ręki Twojego Ojca, z którym jesteś jedno, który jest większy od wszystkich i który dał je Tobie. (zob. J 10,22-30)

W sercu brzmią mi Twoje słowa: „wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec. Moje owce słuchają mego głosu […]” Słuchać Twojego głosu to wierzyć Tobie. To wierzyć, że Ty jesteś Mesjaszem. Jak Maria, gdy po śmierci swego brata Łazarza powiedziała do Ciebie, że mocno wierzy w to, że Ty jesteś Synem Bożym. Ty wybawiasz nas z tego co jest naszą niewolą, z powodu grzechu czy słabości. I prowadzisz do wolności, abyśmy byli wolni do miłości. Wierzyć w Ciebie to słuchać Twojego głosu, wpatrywać się w znaki i cuda, których dokonywałeś, wpatrywać się w Twoją twarz podczas spotkań zapisanych na kartach Ewangelii, to wpatrywać się w Ciebie podczas Męki i w Ciebie Zmartwychwstałego. To kontemplować Ciebie, a w Tobie widzieć i kontemplować twarz Twojego Ojca, z którym jesteś jedno, i który jest Ojcem każdego z nas. I skoro jesteście jedno, to jak bardzo On musiał cierpieć wraz z Tobą podczas Twojej męki…

Słuchać to znaczy wierzyć. I wierzyć to znaczy ufać Twojemu słowu, wypowiedzianemu przez Twoje życie, śmierć i zmartwychwstanie, a zanotowane na kartach świętej Ewangelii. Ufać Twojemu słowu to znaczy iść przez życie i zbliżać się do naśladowania Ciebie, do kochania tak jak Ty nas ukochałeś. Do przebaczania sobie nawzajem, niesienia pokoju i pojednania, w miejsce podziałów i sporów, do modlenia się za tych, którzy wyświadczają nam dobro i za tych, którzy nas krzywdzą, do szanowania każdego człowieka i traktowania każdego jak osobę, jak ziemię świętą. Do prymatu miłości nad prawem, tak jak wtedy, gdy Twoi uczniowie łuskali kłosy w czasie szabatu, czyniąc to czego nie wolno, a Ty tłumaczyłeś zgorszonym, że Bóg pragnie bardziej miłosierdzia niż ofiary. Bo czy miłość nie jest właśnie wypełnieniem prawa – jego duchem, jego istotą? Ufać Twojemu słowu to słuchać jak w Kazaniu na Górze tłumaczyłeś Boże przykazania, przykazania, które są obietnicą, drogowskazami jak żyć, by to życie było szczęśliwe, choć nieraz wbrew logice świata. Ufać Twojemu słowu to wypełniać i czynić świętą Ewangelię swoim życiem i nieść ją życiem do innych. Ufać Twojemu słowu to brać swój krzyż, który w drodze przez ten świat łączy się z miłością. Miłością, która naraża się na zniewagę, na wyszydzenie, na osąd, na odrzucenie, na zabicie. Miłością, która jest mocniejsza niż śmierć, dzięki Twej łasce, dzięki mocy Twojego Ducha, którego nam dajesz. A szczęśliwe życie to życie człowieka, który kocha. I który jest kochany. A jest kochany przede wszystkim i ponad wszystko przez Ciebie i Twojego Ojca, który nigdy nie zapomni żadnego z nas: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie”. (Iz 49,15)

Słuchać Ciebie, to czynić miłość, która swoje korzenie ma w miłości Boga ku nam, to czynić miłość według wskazówek Ewangelii, z miłości do Ciebie, z miłości płynącej ze świadomości bycia ukochanym dzieckiem Boga. Boga, który wyczekuje nas i tęskni za nami, gdy się od Niego oddalamy, który wybiega nam naprzeciw i przytula do swego łona, w które, niczym marnotrawny syn, możemy wtulić się jak dzieci i Jemu oddać cały ból swego serca. Boga, który niczym do brata marnotrawnego syna, mówi czule do naszego zaciętego w gniewie serca: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko co moje do ciebie należy.”

Słuchać Ciebie, to ufnie powierzyć się rękom Twojego Ojca. W Jego dłoniach jesteśmy bezpieczni. Tak jak w Twoich dłoniach wyryte jest imię każdego z nas ranami zadanymi podczas przybijania do krzyża. Powierzyć się rękom Twojego Ojca, nie znaczy, że unikniemy cierpienia, tak jak i Ty go nie uniknąłeś, ale znaczy, że Bóg ma moc wyprowadzenia z niego dobra, i zamiany bolesnych tajemnic naszego życia w tajemnice chwalebne, nawet jeśli tego nie widzimy. I że nawet  śmierć nie jest nam wtedy straszna, bo stanowi tylko bramę przejścia do nowego życia, do domu Ojca Twojego i domu naszego, gdzie już nie ma łez, a jest tylko słodka symfonia miłości w Twoim Królestwie.

Być w rękach Boga Ojca, to być zanurzonym w Duchu Świętym, który w naszych sercach woła do Niego:  Abba – Tatusiu. To być zanurzonym w Duchu Świętym, który tym mocniej działa w nas im bardziej jesteśmy słabi i krusi. I kiedy całą nadzieję składamy w Nim, wiedząc, że nasze wysiłki, choć tak ważne i cenne, osiągają tylko ograniczone skutki, a czasem osłabli w naszej bezsilności, to On tym mocniej działa. I naszym sercom pragnie dać swoje słodkie owoce: miłości, radości, pokoju, cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności i opanowania. I pragnie odsłaniać naszą prawdziwą twarz, prawdziwe piękno twarzy człowieka, którego pierwowzorem Ty jesteś Jezu, a które Twój i nasz Ojciec niebieski złożył w naszych sercach. I czy nasze serca tak najbardziej ze wszystkiego nie są głodne miłości. A tylko w Tobie jest miłość, która nigdy nie zawodzi, i jedyna która może zaspokoić nasz nieskończony głód bycia kochanym. I która otwiera nas na innych, która otwiera nas do pięknego i pełnego życia, już tu na ziemi, która otwiera i pobudza naszą twórczość, która ożywia kolorami naszą codzienność, dzięki czemu każdy nasz dzień jest inny, każda chwila jedyna i niepowtarzalna. Miłość, która sprawia, że chce nam się żyć. I chce się żyć niezależnie od trudu i utrapień codzienności, a które stają się w mocy Bożej takimi momentami naszego życia, które mogą pobudzić nas do rozwoju i twórczości, do dawania miłości innym, tak jak możemy i na ile możemy. Wszak nieraz to co dla kogoś jest łatwe i proste, dla nas może być jak wejście na Mount Everest.

„O jak są pełne wdzięku na górach
nogi zwiastuna dobrej nowiny,
który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście,
który obwieszcza zbawienie,
który mówi do Syjonu:
Twój Bóg zaczął królować.
Głos! Twoi strażnicy podnoszą głos,
razem wznoszą okrzyki radosne,
bo oglądają na własne oczy
powrót Pana na Syjon.
Zabrzmijcie radosnym śpiewaniem
wszystkie ruiny Jeruzalem!
Bo Pan pocieszył swój lud,
odkupił Jeruzalem.
Pan obnażył swe ramię święte
na oczach wszystkich narodów;
i wszystkie krańce ziemi zobaczą
zbawienie Boga naszego.”

(Iz 52,7-10)

Dorota Sadurska


Autorka jest prawnikiem i ekonomistą, pracuje w instytucji finansowej; jej pasją jest szukanie Boga, pisanie poezji i zamyśleń nad Słowem Bożym, chodzenie po górach i śpiew.

Fot. Pixabay.com

Zobacz na Misericors więcej tekstów i wierszy autorstwa Doroty Sadurskiej z cyklu “MMS – Miniatury o Miłości i Słowie”