Codzienna Aplikacja Miłosierdzia

Wdzięczność i gniew

– Bóg jest z nami zawsze. Pragnie nas przytulić do siebie. A kiedy jesteśmy zacięci w gniewie czy zazdrości tłumaczy nam, jak starszemu bratu syna marnotrawnego mówiąc: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko co moje do ciebie należy” (Łk 15,31). Niech te słowa staną się modlitwą, z której wypłynie dar przyjęcia Bożej miłości i wdzięczność za nią. – Polecamy rozważanie autorstwa Doroty Sadurskiej pt. “Wdzięczność i gniew” – z cyklu “MMS – Miniatury o Miłości i Słowie”.


W moim sercu burza
a Ty –
w białym
opłatku chleba
mówisz
że mnie kochasz –
nad życie

„Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca” (J 14, 9). Swoim życiem pokazujesz nam oblicze Twojego Ojca, który jest także i naszym Ojcem. „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (J 1,18). Swoim życiem, tym kim jesteś, co czynisz i co mówisz, a to wszystko jest tak spójne ze sobą, świadczysz o tym jaki jest nasz Ojciec Niebieski. Pokazujesz Jego Miłosierdzie, Jego niestrudzoną Miłość, która wybiega do każdego człowieka, bez względu na to jaki jest, jaki ma status społeczny, wykształcenie, czy inne przymioty, które wszak nie stanowią o jego istocie. Niczym miłosierny ojciec z przypowieści o ojcu i dwóch synach wypatruje każdego z nas i pragnie przytulić do siebie, do swojego serca, do swojego łona, by nieustannie nas rodzić do nowego życia i prowadzić ku życiu wiecznemu z Nim we wspólnocie tych, którzy odpowiedzieli miłością na Jego miłość, którzy pragną żyć wraz z Nim, z Tym Który Jest Życiem, bo tylko w Nim jest życie, poza Nim jest śmierć i pustka. Tylko w Nim jest prawdziwa wolność. Wolność prowadząca do miłości, która daje wzrost, daje życie.

„Tak długo jestem z wami, a jeszcze mnie nie poznałeś” (J 14,9) mówisz Jezu do Filipa, w odpowiedzi na jego prośbę, byś pokazał im Ojca. Poznać Ciebie, to coś więcej niż wiedza, to droga od wiedzy do przekonań serca wyrażających się w tym kim jestem, co mówię i co czynię, przekonań, których punktem odniesienia jest Ewangelia – Dobra Nowina o Zbawicielu, Dobra Nowina, że jestem dzieckiem Boga, Jego umiłowanym, upragnionym i ukochanym dzieckiem, Dobra Nowina którą oświetlają promienie Jego nieskończonej i niezawodnej miłości, tej miłości, która uwalnia z tego co paraliżuje życie.

Bóg przychodzi do nas nieraz w sposób inny niż oczekujemy. I tylko On potrafi nas kochać w sposób pełny i niezawodny, przyjmując nas całych, takimi jakimi jesteśmy. Nie zgadza się z naszym grzechem, bo ten prowadzi do śmierci mieszkającego w nas Jego życia, ale przyjmuje nas całych i niczym marnotrawnego syna pragnie przytulić do swego łona, przybrać nas w nową szatę i weselić się z nami i ucztować, dając nam całego siebie, tak jak to czyni w Eucharystii. Bóg, który pragnie byśmy przyjmowali Jego miłość i będąc nią wypełniani nieśli ją innym.

Daną przez Boga miłość możemy albo przyjąć albo odrzucić. Przykładem takiego odrzucenia, jest odrzucenie słów wypowiadanych przez Pawła i Barnabę w Antiochii Pizydyjskiej o Jego miłości wyrażonej w wyprowadzeniu ludu wybranego z niewoli Egiptu i spełnieniu Bożej obietnicy poprzez dar zbawienia dany w Jezusie Chrystusie. Kiedy głosili słowo Boże o Zbawieniu, serca części tamtejszej społeczności zawrzały zazdrością, która znalazła swój wyraz w podburzeniu innych i wyrzuceniu ich z miasta (zob. Dz. 13, 44-52). Czy i w naszych sercach  nieraz nie wrze zazdrość, a może gniew, w którym odrzucamy słowa Dobrej Nowiny o zbawieniu, w których odrzucamy słowa o miłości Boga. I nie chodzi o to, że uczucia są złe, bo nie są one ani złe ani dobre, ale chodzi o to co z nimi robimy, czy się nimi karmimy nakręcając je i jak się zachowamy. To od nas zależy czy z takimi uczuciami staniemy w prawdzie przed Bogiem i powiemy o tym co jest w naszych sercach. Niezależnie od tego co wiemy i rozumiemy, bo to może się różnić od tego co nosimy w sercu. I od nas zależy czy w rezultacie przyjmiemy prawdę o Jego miłości czy też ją odrzucimy, decydując się trwać w gniewie, buncie, zacietrzewieniu. Nieraz jest to proces, nieraz długi. Ale dobrą wiadomością jest to, że w jakimś stopniu jest od nas zależny, bo my podejmujemy decyzję, to my dokonujemy refleksji nad tym co jest w sercu. A On pragnie nam dawać swoją łaskę, która nas poprowadzi i umocni, która da światło, odwagę i mądrość. I On daje nam swoje słowo zapisane w Piśmie Świętym, które może stać się Słowem Bożym skierowanym do nas osobiście wtedy kiedy nim się modlimy, medytując nad nim, rozważając, nosząc je w swoim sercu.

Postawa gniewu, zacietrzewienia, buntu, zazdrości może też pojawiać się w naszym stosunku do siebie samych  i w naszych relacjach. Wydaje się, że warto wtedy wyjść naprzeciw tej prawdy, że jesteśmy umiłowanymi dziećmi Boga i choćbyśmy nawet nie widzieli, że kocha nas jakiś drugi człowiek, to On kochał i kocha nas na zawsze jedyną i niepowtarzalną miłością. Wydaje się także, że warto zobaczyć, iż miłość drugiego człowieka jest darem. Jest darem, choć też prawdą jest, że często jest nie taka jakiej potrzebujemy, że jest zawodna i nigdy do końca nas nie wypełni. Ale jest darem. I z nią możemy zrobić dwie rzeczy, albo ją przyjąć albo odrzucać mówiąc, że jest nie taka, że chcielibyśmy więcej albo inaczej. Choć przecież jest. I może jest taka jaka jest, bo ten drugi ktoś, kto jest dla nas ważny, może dać ją tylko taką jaką w sobie nosi, bo może dać tylko to co otrzymał, i nic więcej. Ale może dać aż tyle. I może warto poszukać w swoim sercu wdzięczności za to co otrzymujemy, nawet jeśli nie jest takie, jakie byśmy oczekiwali. Ale też czy nie jest tak, że i my sami nie jesteśmy w stanie dać innym tego czego nie mamy, a czego by od nas oczekiwali? I może jest tak, że postawa wdzięczności, której uczenie się też jest pewnym procesem, otwiera serce, i uczy rozwijać w sobie zdolność kochania, tak by ta miłość, którą przyjmujemy i którą dajemy wzrastała i się rozwijała, może tak jakbyśmy chcieli a może inaczej. Wydaje się przy tym, że nie rozwinie się, jeżeli będziemy więźniami naszych oczekiwań względem drugiej osoby. I jak ktoś kiedyś powiedział: „o miłość walczy się miłością, nie gniewem”.

Przytoczona wcześniej historia z Dziejów Apostolskich dodatkowo uczy nas, że zacięcie się w gniewie czy zazdrości, pielęgnowanie takiej postawy lub działanie poddające się takiej postawie, zamyka serce na przyjęcie miłości i doprowadza do jej odrzucenia. Tym samym pragnąc miłości jednocześnie się ją odrzuca. W konsekwencji człowiek pozbawia siebie tego, czego pragnie. A odrzuca, bo to co otrzymuje jest inne od oczekiwań. Społeczność, która wypędziła Pawła i Barnabę z miasta, pozbawiła siebie Dobrej Nowiny o Zbawieniu, o przyjściu Mesjasza – Chrystusa. Nasze zacięcie w buncie czy gniewie wobec Boga, też może prowadzić do odrzucania Jego miłości, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy. Podobnie i tą naszą ludzką, naznaczoną słabością miłość możemy odrzucać poddając się takiemu zacięciu. Czy warto pozbawiać się pięknego daru, tylko dlatego, że jest inny niż byśmy się spodziewali, albo przyszedł inaczej niż byśmy chcieli? Choć jest on inny to także może nam przynieść coś pięknego, jedynego i niepowtarzalnego. A my sami będziemy wolni od oczekiwań i nie będziemy nimi wiązać drugiego, bliskiego nam człowieka. A czy miłość właśnie nie potrzebuje wolności, odpowiedzialnej wolności, do wzrastania? Bo czy da się kogoś przymusić do miłości? Niezależnie czy w związku dwojga ludzi czy między rodzicami a dziećmi, czy w przyjaźni, czy w jeszcze innej formie. Nawet Bóg nie zmusza do miłości. Bo czyż wtedy by jej zaprzeczył? Nie zmusza, choć w niej nie ustaje, bo wierny jest.

Bóg jest z nami zawsze. Pragnie nas przytulić do siebie. A kiedy jesteśmy zacięci w gniewie czy zazdrości tłumaczy nam, jak starszemu bratu syna marnotrawnego mówiąc: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko co moje do ciebie należy” (Łk 15,31). Niech może te słowa staną się modlitwą, z której wypłynie dar przyjęcia Bożej miłości i wdzięczność za nią. Z której wypłynie dar wolności w naszych ludzkich relacjach. Wolności, w której będziemy się uczyć obdarowywać miłością innych ludzi i przyjmować z wdzięcznością taką miłość  jaką otrzymujemy od innych. I może szczególnie warto docenić drobne gesty życzliwości i dobra, jak ugotowanie obiadu, naprawienie cieknącego kranu, zrobienie kanapek dla przyjaciela, uśmiech, obecność w trudnych chwilach, obecność w chwilach radosnych…, a także docenić różne drobne dobre rzeczy, które czynimy. Niech słowo „dziękuję” płynie z naszych serc i buduje mosty między nami, aby budować Boże Królestwo już teraz i tutaj, na ziemi naszych serc łaknących miłości jak wody…

***

Zasuszony kwiat między kartkami książki
całkiem już nieładny i niby nic nie warty
a to zabalsamowane wspomnienie
twojej troski o mnie
dar radości na życie
przy kanapkach na drogę

Dorota Sadurska


Autorka jest prawnikiem i ekonomistą, pracuje w instytucji finansowej; jej pasją jest szukanie Boga, pisanie poezji i zamyśleń nad Słowem Bożym, chodzenie po górach i śpiew.

Foto (edytowane): Pixabay.com

Zobacz na Misericors więcej tekstów i wierszy autorstwa Doroty Sadurskiej z cyklu “MMS – Miniatury o Miłości i Słowie”

Odwiedź profil Doroty Sadurskiej na Facebooku:

Zapraszam każdego, kto chce odetchnąć przy kawie z kawałkiem słońca – blaskiem nadziei… A jeśli coś z treści…

Opublikowany przez Kawa z kawałkiem słońca Sobota, 15 sierpnia 2020