Codzienna Aplikacja Miłosierdzia

Krzyż codzienności

Szedłeś przez życie dobrze czyniąc (…) Twoja miłość i dobroć spotkała się jednak z odrzuceniem i wzgardą (…) Kiedy do innych niosę Twoje słowo, kiedy innym wyświadczam dobro, kiedy kocham moich bliźnich i mnie nieraz spotka odpowiedź poprzez wzgardę lub odrzucenie. Nie jest to jednak powodem do tego, by przestać kochać tych, którzy mnie odrzucają. – Polecamy rozważanie autorstwa Doroty Sadurskiej pt. “Krzyż codzienności” – z cyklu “MMS – Miniatury o Miłości i Słowie”.

Opublikowany przez Kawa z kawałkiem słońca Sobota, 22 sierpnia 2020


“Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest mnie godzien” (Mt 10,38). Jezu co znaczą te słowa? Co jest moim krzyżem? I co oznacza branie swego krzyża?

Szedłeś przez życie dobrze czyniąc. Dokonywałeś znaków i cudów, uzdrowień i wskrzeszeń. Wychodziłeś do tych, którzy pogrążeni byli w ciemności grzechu. Wybrałeś uczniów, by uczyć ich, by współpracowali z Tobą i aby po Twojej śmierci kontynuowali Twoje dzieła.

Twoja miłość i dobroć spotkała się jednak z odrzuceniem i wzgardą. Tłum podburzony przez Twoich przeciwników skandował wołając byś został ukrzyżowany. I tak się stało. Wziąłeś krzyż odrzucenia i pogardy skierowanych jako odpowiedź na Twoją miłość i dobroć. Szedłeś potykając się pod ciężarem krzyża, ale szedłeś mając w sercu miłość do każdego człowieka. Także do tych, którzy Tobie się sprzeciwiali. Jak mężne trzeba mieć serce i jak silne, by unieść ciężar pogardy od tych którym niosło się dobro, by nie odpłacić złem na zło, ale by odpowiedzieć na zło dobrem. Twoja śmierć na krzyżu pokazuje mi, że mocna jest miłość, mocniejsza niż całe zło tego świata.

Kiedy do innych niosę Twoje słowo, kiedy innym wyświadczam dobro, kiedy kocham moich bliźnich i mnie nieraz spotka odpowiedź poprzez wzgardę lub odrzucenie. Nie jest to jednak powodem do tego, by przestać kochać tych, którzy mnie odrzucają. I nie ma prawdziwego uzasadnienia by bać się odrzucenia skoro Ty przez nie przeszedłeś pierwszy i jesteś ze mną, gdy tego doświadczam. I przecież moja miłość, w przeciwieństwie do Twojej, nie jest doskonała, ale naznaczona ludzką słabością. Potrzeba mi brać swój krzyż, wziąć na barki odrzucenie i wzgardę, i jakiekolwiek zło, które mnie spotyka, i iść przez życie odpowiadając innym dobrem nawet na zło. Nie znaczy to oczywiście pozwolenia na to by dać siebie krzywdzić. Kiedy potrzeba, to trzeba się bronić. Ty Jezu też broniłeś siebie stając przed sądem ludzkim. Ale oznacza to postawę serca, która innym życzy dobra i rozwoju, miłości i pokoju, a nie odpłaca złem na zło. Wtedy moje serce staje się prawdziwie wolne. I nie jest to postawa bycia ofiarą, tylko wprost przeciwnie. Jest to postawa godności Dziecka Bożego. Bo kiedy przyjmuję postawę ofiary, choć nieraz potrzeba ją po prostu przeżyć, to oddaję innym władzę nad swoim życiem i tracę w ten sposób daną mi przez Ciebie wolność.

I nieraz nawet wśród przyjaciół spotka mnie ból i cierpienie. Bo osoba, którą kocham jest inna niż bym tego oczekiwała lub zdarzy się coś co jej przyniesie cierpienie, a w konsekwencji i mnie. Jak powiedział Lis do Małego Księcia, wtedy gdy stali się przyjaciółmi w wyniku oswojenia, czyli przez stworzenie więzów: „decyzja oswojenia niesie w sobie ryzyko łez”. I to ryzyko łez też jest krzyżem. Ale zyskuje się coś bezcennego. Zyskać można przyjaźń, która jest rodzajem miłości, i daje radość. A kiedy w szczerości serca możemy ze sobą porozmawiać, może się okazać, że rzeczywistość jest inna niż mówią nam nasze zranione uczucia.

Myślę, że potrzeba nam tworzyć więzy między sobą. Bo czyż jesteśmy samotnymi wyspami? Czy jesteśmy monadami bez okien? Potrzeba nam tworzyć więzy między sobą, ryzykując zranienia. Bo życie tak naprawdę boli i nie da się z niego usunąć bólu i trudu. Wręcz byłoby to nierzadko niewskazane, wszak czy nie w bólu i trudzie kształtuje się serce człowieka i dokonuje się rozwój? Dziwna jest Boża logika. Bo kiedy dajemy siebie innym, to otrzymujemy stokroć więcej. A nawet, gdy wydaje się, że nic nie zyskaliśmy, to każdy czyn w Bogu ma swoje miejsce upamiętnienia. I czy na pewno nic nie zyskujemy?

Kiedyś ktoś mądry powiedział, by każdego dnia wieczorem, spojrzeć na miniony dzień i podziękować za pięć rzeczy Bogu. I możemy dziękować też za rzeczy, które wydają się drobne. Ale czy nie jest tak, że pewne rzeczy traktujemy jako oczywiste, a wcale takie nie są, jak widzenie, słyszenie, chodzenie, możliwość ugotowania sobie obiadu, możliwość porozmawiania z kimś bliskim. Kiedy trudno nam dziękować, wydaje się potrzebne, aby dobrze przyjrzeć się swojej codzienności. I wydaje się potrzebne tworzenie okazji dla Pana Boga, do bycia przez Niego obdarowywanym. Takie okazje zaś czy nie powstają wtedy, kiedy jesteśmy zwyczajnie dobrzy dla innych i samych siebie?

Dorota Sadurska


Autorka jest prawnikiem i ekonomistą, pracuje w instytucji finansowej; jej pasją jest szukanie Boga, pisanie poezji i zamyśleń nad Słowem Bożym, chodzenie po górach i śpiew.

Foto (edytowane): Pixabay.com

Zobacz na Misericors więcej tekstów i wierszy autorstwa Doroty Sadurskiej z cyklu “MMS – Miniatury o Miłości i Słowie”

Odwiedź profil Doroty Sadurskiej na Facebooku:

Zapraszam każdego, kto chce odetchnąć przy kawie z kawałkiem słońca – blaskiem nadziei… A jeśli coś z treści…

Opublikowany przez Kawa z kawałkiem słońca Sobota, 15 sierpnia 2020