Codzienna Aplikacja Miłosierdzia

A myśmy się spodziewali…

– Bóg przychodzi do nas ze swoją łaską. I przychodzi nieraz w całkiem inny sposób niż tego oczekujemy i się spodziewamy. Okazuje się, że wiele rzeczy jest niezależnych od nas samych. Okazuje się, że nie wszystko jesteśmy w stanie mieć pod kontrolą i choć niby to wiemy, to nieraz próbujemy żyć inaczej. – Zapraszamy do lektury tekstu Doroty Sadurskiej pt. A myśmy się spodziewali…


Jak stary poganin klękam przed Tobą
prosząc o miłosierdzie nad moją niewiarą
i powtarzam na oślep:
Jezu Tobie ufam

Byliśmy z Jezusem. Wędrowaliśmy z Nim i patrzyliśmy na znaki i cuda, które działał.  Tamtego dnia pojmali Go w ogrodzie Getsemani. Zabrali i osądzili. Staliśmy wśród tłumu, zdezorientowani i pełni natłoku rozmaitych myśli. Patrzyliśmy jak Piłat wyprowadza Go na zewnątrz. Stał tam okryty purpurowym płaszczem, na głowę nałożony miał wieniec z cierni niczym koronę. Twarz Jego zalana była krwią. Stał tam i patrzył. I my patrzyliśmy na Niego. Tłum krzyczał do Piłata żądając ukrzyżowania Go. Patrzyliśmy z oddali jak Go prowadzą. Wyprowadzili Go za miasto na Golgotę i ukrzyżowali. Został złożony do grobu. Czuliśmy się rozdarci i całkowicie zdruzgotani. Przecież… przecież to wszystko nie tak miało być. O poranku po szabacie przybiegły kobiety mówiąc, że nie ma Go w grobie. Przeraziliśmy się. To wszystko było takie dziwne, takie inne, takie… niezrozumiałe. Zdecydowaliśmy się wyjść z Jerozolimy nie mogąc zebrać myśli. Udaliśmy się w kierunku Emaus. Nasze serca przeszyte były bólem i wypełnione smutkiem.

Kiedy tak szliśmy podszedł do nas nieznajomy. Zapytał nas o czym tak rozmawiamy. Zdziwiliśmy się, że nie wie nic o tym co stało się z Jezusem w Jerozolimie. I z naszych serc wyrwało się westchnienie, że myśmy się spodziewali…

Tak jakoś jest w naszym życiu, że oczekujemy i spodziewamy się różnych rzeczy. Układamy sobie scenariusze i plany. W pewnym momencie przychodzi jednak coś, jakieś wydarzenie, które je burzy. W którym nagle rzeczywistość okazuje się całkiem inna od tego czego się spodziewaliśmy. I ta rzeczywistość tak inna od tego czego się spodziewaliśmy, potrafi nam przesłonić dary Boże, których Bóg pragnie nam udzielić właśnie w tym, a nie w innym czasie, właśnie w takiej a nie innej sytuacji. I kiedy ich nie dostrzegamy, nasze serca mogą zamknąć się w smutku. O jak nieraz nieskore są nasze serca do wierzenia…

Tymczasem Zmartwychwstały Chrystus idzie wraz z nami z Jerozolimy naszych serc, towarzyszy nam i wyjaśnia pisma w tym co odnosi się do Niego. Bo czyż Mesjasz nie miał wiele wycierpieć, aby wejść do swej chwały? I tak idzie z nami cierpliwie tłumacząc. I może jest też tak, że pragnie, byśmy Go zaprosili, aby pozostał z nami. A On połamie dla nas chleb. I pod osłoną pokornego i kruchego białego opłatka chleba przeniknie nasze serca całym sobą i jeśli mu na to pozwolimy przyprowadzi nas do niebieskiego Jeruzalem i do samych siebie, do tego kim naprawdę jesteśmy, na miarę czego nas stworzył dobry Bóg. A nasze serca będą pałać, będą bić dzięki Jego świętej Krwi, którą wylał dla naszego zbawienia.

Bóg nie zsyła na nas cierpienia. Decyzja o ukrzyżowaniu, była decyzją ludzi. Bóg przychodzi do nas ze swoją łaską. I przychodzi nieraz w całkiem inny sposób niż tego oczekujemy i się spodziewamy. Okazuje się, że wiele rzeczy jest niezależnych od nas samych. Okazuje się, że nie wszystko jesteśmy w stanie mieć pod kontrolą i choć niby to wiemy, to nieraz próbujemy żyć inaczej. A czy w życiu nie jest tak, jak w górskiej wędrówce, kiedy idziemy w górę czujemy trud naszej wędrówki, a kiedy zdobywamy szczyt to jednocześnie cieszymy się i widzimy świat u naszych stóp, ale także mamy pamięć naszego wysiłku i możemy dostrzec jak jesteśmy krusi i mali w tej ogromnej przestrzeni. I tak z jednej strony jesteśmy wielcy bo mamy świat u stóp, a z drugiej widzimy jaką drobiną jesteśmy.

A Bóg przychodzi do nas w każdych okolicznościach życia. I jest z nami. I daje nam siłę i moc do życia. Możemy buntować się, że nasze wizje przyszłości i nasze plany się załamały. Możemy. Ale możemy pójść inną drogą, możemy otworzyć serca i wylać je przed Bogiem szukając w Nim oparcia i zrozumienia. I nawet jeśli nie rozumiemy, On daje nam moc do kochania i życia, do bycia z Nim w jedności, w Jeruzalem naszych serc. I w Nim możemy wspólnie budować Jego świątynię. Tym razem już nie ze skał, ale będąc żywymi kamieniami, by kochać Boga w Duchu i prawdzie. Ufając, że On jest w stanie przeprowadzić nas przez każde okoliczności życia. Ufając, że nawet jeśli tego nie widzimy i nie rozumiemy, to On trzyma nas w swoich dłoniach. I czy nasze imiona nie są wyryte  w ranach  na Jego dłoniach?

I to co możemy, to możemy patrzeć co dziś możemy czynić i skupiać się na zwykłych prostych rzeczach stawianych przed nami przez nasze „dziś”. I robić to co do nas należy na miarę naszych możliwości, resztę zawierzając Jemu. Tak jak w wędrówce w górę. A  każdy krok, każdy trud przybliża nas do radości zdobycia szczytu, którym jest życie z Bogiem na wieki, które rozpoczyna się już tu w naszym ziemskim pielgrzymowaniu. I wydaje się, że warto próbować dostrzegać jak bardzo Bóg nas obdarowuje każdego dnia i dziękować Mu codziennie za te dary, choćby za pięć rzeczy każdego wieczoru. I zaczynać i zamykać dzień w prostych słowach: Deo gratias!

Dorota Sadurska

Autorka jest prawnikiem i ekonomistą, pracuje w instytucji finansowej; jej pasją jest szukanie Boga, pisanie poezji i zamyśleń nad Słowem Bożym, chodzenie po górach i śpiew.

Zobacz na Misericors więcej tekstów autorstwa —> Doroty Sadurskiej


Foto ilustracyjne – fragment obrazu “Chrystus w Emaus” autorstwa Jacka Malczewskiego, ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie – cyfrowe.mnw.art.pl


Posłuchaj Ewangelii o spotkaniu uczniów idących do Emaus ze Zmartwychwstałym Jezusem (Łk 24, 13-35):

Wideo —> Maskacjusz TV: #Ewangelia | 26 kwietnia 2020